oczko wypadło temu misiu

893 views, 47 likes, 9 loves, 10 comments, 15 shares, Facebook Watch Videos from Marek Rutka poseł na Sejm RP: "Oczko wypadło temu misiu". Ogłoszona "Oczko mu się odkleiło, temu misiu" - 30. rocznica premiery filmu "Miś" 3 maja 2011, 10:10 Ten tekst przeczytasz w 3 minuty Oczko się odlepiło temu misiu biografia stanisława barei - Pytania i odpowiedzi Zastanawiasz się jak poprawnie użytkować zakupiony produkt? Porady na forum naszych ekspertów w mig rozwieją Twoje wątpliwości! Pytania i Odpowiedzi pomogą użytkownikom serwisu w poprawnym korzystaniu i cieszeniu się z nowo zakupionych produktów. Nie Oddamy Wam Kultury! Pamiętajcie - zbieramy się jutro, w sobotę, 8 października 2016 o godzinie 15:00 przed głównym wejściem do Pałacu Kultury i Nauki Ebook - Oczko się odlepiło temu misiu… - Maciej Replewicz. Pobierz Oczko się odlepiło temu misiu… w formacie mobi, epub. Sprawdź inne ebooki w Publio.pl. Mamy też darmowe fragmenty do pobrania. Kupuj legalnie, nie chomikuj. nonton film fast five sub indo rebahin. Nie wszyscy wierzą w pokazywane w mediach pierwsze przypadki podawania pacjentom szczepionki na koronawirusa. Ponieważ na jednym z krążących w sieci filmów widać, jak po zastrzyku igła nagle znika - internauci uznali to za dowód, że szczepienie było mistyfikacją. Nie mają racji. Oczko wypadło, temu misiu! Tutaj przygotowania do kamer, a nagle igła się schowała i nie chce wyjść!" - napisał na Facebooku jeden z internautów 16 grudnia, komentując załączone wideo. Na filmie widzimy, jak pracownica służby zdrowia zbliża strzykawkę do ramienia pacjenta i podaje szczepionkę. Po zakończonym szczepieniu odsuwa strzykawkę od ramienia pacjenta - i w tym momencie nie widać już igły na końcu wielu internautów to dowód, że relacje mediów pokazujące szczepienia ludzi w szpitalach na koronawirusa to tak naprawdę inscenizacje. Nie jest to nowa teza - opisywaliśmy już ją w Konkret24 przy okazji zdjęć z zaszczepienia dwóch pierwszych pacjentów w Wielkiej Brytanii czy zdjęć z ćwiczeń medyków w Berlinie. A jednak zarzut o inscenizację wraca w sieci przy różnych Agencja Leków: nasze wnioski są takie, że szczepionka spełnia rygorystyczne standardy Unii Europejskiej Video: tvn24"Fotomontaż i pic na wodę"Wspomniany na początku post udostępniło 3 tys. użytkowników, zareagowało na niego ponad 1,5 tys. Ukazał się na facebookowej stronie Sebastiana Rossa. Na Facebooku przedstawia się on jako "Wiceprezes Oddziału Korwin Londyn. Członek Rady Krajowej Partii Korwin. Socjalistofob". Ross kandydował w wyborach do europarlamentu w 2019 roku z listy Komitetu Wyborczego Wyborców Konfederacja Korwin Braun Liroy o znikającej igle. Nagranie ma być dowodem, że szczepienia na COVID-19 są mistyfikacją Foto: tvn24 / facebookPod nagraniem pojawiło się wiele komentarzy internautów wątpiących w jego prawdziwość. "Gdyby rzeczywiście ta igła miała się tam wbić to jak na moje oko strasznie długa ona jest, gdzieś w pół ręki chyba się wbija?"; "Jeżeli do stycznia więcej takich filmików zobaczę a na pewno tak będzie to będę tą ostatnią na świecie w kolejce brrrry"; "Oczywiście nie krzyczał z bólu, czyli fotomontaż i pic na wodę" - pisali (pisownia oryginalna).Kolejni sugerowali, że wideo mogło zostać zmanipulowane: "Ładny fotomontaż, nie dajcie się manipulować takim roSSom, wyłączcie to, a włączcie myślenie"; "Czy można prosić o link do oryginalnego filmu. Chcę wykluczyć fotomontaż".Inni linkowali do wideo na Instagramie, gdzie wyjaśniano działanie "filmowej strzykawki" (gdy igła nie jest ostra i nie wbija się w skórę, a pod naciskiem wsuwa się do środka strzykawki - red.) sugerując, że takiej właśnie użyto na jeszcze inni komentujący przekonywali jednak, że na filmie widać prawdziwą strzykawkę: "Niestety, tu naprawdę ich, szczepią, bo są takie zastrzyki, że po podaniu igła się chowa!! Robię takie zastrzyki Prolia na osteoporozę starszej kobiecie i taka jest ta strzykawka ze sprężyną w środku, Po podaniu igła się chowa do środka strzykawki!!"; "To są takie strzykawki do bezpieczniejszej utylizacji. Pracowałem kiedyś przy odsyłce takiego sprzętu" - pod wpisem z wideo ze znikającą igłą Foto: tvn24 / facebookNagranie BBC NewsJak ustaliła redakcja Konkret24, nagranie jest fragmentem materiału stacji BBC News, który wyemitowano 16 grudnia około godziny lokalnego czasu. Dłuższy i lepszej jakości materiał BBC News udostępnił na Twitterze brytyjski dziennikarz Alistair Coleman. "Krążący fragment z relacji BBC ma pokazywać, że nagrania osób otrzymujących szczepionki są fałszywe z powodu rzekomo 'znikającej igły'. Oto ona - i jest to chowana strzykawka, używana w medycynie od kilku lat ze względów bezpieczeństwa i higieny" - wyjaśniał Coleman 17 zauważył Coleman, film był popularny także wśród anglojęzycznych użytkowników mediów społecznościowych. Jedna z wersji zamieszczonych na Twitterze miała ponad 3 tys. podań dalej i ponad 360 tys. wyświetleń. Obecnie dostępna jest tylko kopia popularnego anglojęzycznego wpisu - w (konto, które go opublikowało, zostało zawieszone).Szczepienie pracowników amerykańskiego szpitalaSzczepienie nagrane przez BBC News odbyło się w Backus Hospital, szpitalu należącym do prywatnej sieci opieki zdrowotnej Hartford HealthCare w amerykańskim w stanie Connecticut. 15 grudnia transmisję na żywo prowadziła facebookowa strona Hartford HealthCare. "Szpital Backus podaje szczepionkę Pfizer BioNTech przeciw COVID-19 pracownikom pierwszej linii ochrony zdrowia" - czytamy w opisie transmisji. Relację udostępnił także fanpage Backus filmie można zobaczyć zaszczepienie pracownika szpitala, które przedstawiono w materiale BBC News. Wideo udostępnione przez szpital nie pokazuje bezpośrednio momentu wkłucia strzykawki (kamerę ustawiono w innym miejscu), ale zarejestrowało to samo wykorzystane w materiale BBC News przedstawia szczepienie pracowników Backus Hospital w stanie Connecticut w USA Foto: tvn24 / Twitter/FacebookWysłaliśmy pytanie do zespołu prasowego szpitala, jakiego rodzaju strzykawki użyto podczas transmitowanego szczepienia - czekamy na News: użyto bezpiecznej strzykawki17 grudnia do sprawy odniósł się BBC Monitoring, oddział BBC monitorujący media na całym świecie. Wyjaśnił, że materiał, który pojawił się w BBC News, "to prawdziwe nagranie przedstawiające pracowników służby zdrowia używających bezpiecznych strzykawek (ang. safety syringe), w których igła chowa się do korpusu urządzenia po jej użyciu". Takie strzykawki są używane w medycynie od ponad 10 lat i mają ochronić personel medyczny oraz pacjentów przed zranieniem igłą i zakażeniami - dodaje BBC przedstawiające działanie takiego rodzaju strzykawki dostępne jest w serwisie zaleciło stosowanie bezpiecznych strzykawekW lutym 2015 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wzywała do powszechnego stosowania strzykawek ze wsuwanymi igłami. Proponowała, by przejście na takie strzykawki (stosowane w przypadku zastrzyków domięśniowych i podskórnych) odbyło się do 2020 roku."Używanie tej samej strzykawki lub igły do wykonania zastrzyków dla więcej niż jednej osoby prowadzi do rozprzestrzeniania się wielu śmiertelnych chorób zakaźnych na całym świecie. Miliony ludzi mogłyby być chronione przed infekcjami nabytymi poprzez niebezpieczne zastrzyki, gdyby wszystkie systemy opieki zdrowotnej przestawiły się na strzykawki, których nie można użyć więcej niż jeden raz" - argumentowała Konkret24, BBC News; zdjęcie: facebook/tvn24 …albo ten gość, co siedzi obok ciebie na imprezie i przez dobry kwadrans usiłuje opowiedzieć ci sprośny dowcip, duka, stęka, zapomina, plącze, a potem powtarza go jeszcze ze dwa razy. Może i nie byłby to taki zły kawał, tyle że tamten bluzgi sadza jak przecinki, co chwilę śmieje się do siebie pod nosem, bryzgając przy tym śliną i jeszcze na domiar złego nie potrafi oprzeć się pokusie podrasowania puenty, dorzucając od siebie coś o robieniu laski. Robi się trochę żenująco i cokolwiek obleśnie. Zupełnie jak na seansie "Rozprutych na śmierć". I nie jest to kwestia ani słabego żołądka, ani pensjonarskiej wstydliwości, ani politycznej poprawności. Chodzi o złe kino. A gdy doczyta się, że pomysł na film – przyznajmy, całkiem niezły – krążył po Hollywood od jakichś dziecięciu lat, całemu przedsięwzięciu towarzyszy niejakie niedowierzanie. Jedyne, co udało się wymyślić przez dekadę, to kukiełka spuszczająca się białą nicią i powtarzane do znudzenia mylenie Melissy McCarthy z facetem? No dobrze, nie sposób nie docenić roboty ekipy pracującej przy kukiełkach – za wszystko odpowiada w końcu legendarne studio Jim HensonBriana Hensona, a film wyreżyserował syn słynnego animatora, który na Muppetach zjadł zęby – ale to tyle. Świat, gdzie obok siebie żyją ludzie z krwi i kości oraz filcowe lalki, został skonstruowany z ekspercką biegłością i trudno zarzucić cokolwiek technicznej stronie "Rozprutych na śmierć". Przeciwnie, tylko ona trzyma człowieka przed ekranem. Bo sam obraz rzeczywistości przedstawionej został sklecony z ogranych klisz, czyli marionetki, niby człowiekowi równe, to pariasy dysponujące ograniczonymi prawami, biedniejsze, zwykle wypchnięte na kryminalny margines albo prostytuujące się, ale Henson nie próbuje zbytnio budować głębszych społecznych alegorii. I chwała mu, gdyż zrobiłby to zapewne z gracją słonia przechadzającego się nonszalancko po magazynie pełnym nitrogliceryny. Zresztą sam Phil Philips – główny bohater – nie wystawia kukiełkom zbyt dobrego świadectwa, bo to przez niego do sił policyjnych filcowych nie przyjmują. Był bowiem pierwszym gliną spośród swoich, lecz skrewił niemiłosiernie, został wyrzucony ze służby i tym samym zablokował ziomkom policyjne kariery. Pozostała mu robota prywatnego detektywa. Fabularny szkielet zostaje podprowadzony z klasycznego czarnego kryminału przeciętego "filmem kumplowskim", czyli któregoś szarego dnia do gabinetu Philipsa przychodzi lala fatalna i zleca mu niby prostą, lecz, jak się okaże, śmierdzącą robotę. Nad tą samą sprawą – choć jeszcze nie ma o tym pojęcia – pracuje dawna partnerka Phila z policji, Connie Edwards, z którą były glina rozstał się wystrzałowo. Od tej pory, niechętnie, bo niechętnie, ale rozwiązują ją razem, odhaczając kolejne obowiązkowe dla gatunku punkty, poprzetykane żarcikami opartymi niezmiennie o marionetkową fizjologię. Mimo że sama idea przeniesienia Hensonowej wyobraźni na grunt kina dla dorosłych wydaje się faktycznie intrygująca, to film zdążył odkryć wszystkie karty już w zwiastunie, gdzie ujawnił różnorodność, a raczej biedotę i marność, obranego kierunku. Wymowne niech będzie spostrzeżenie, że "Rozpruci na śmierć" robią się ciekawi nie podczas nieustannej wymiany niewybrednych złośliwości między Philem a Connie albo przy suchym cytacie z "Nagiego instynktu", ale pod koniec, gdy kukiełki na chwilę znikają z horyzontu i na ekranie zostają McCarthy i Maya Rudolph. Jim HensonHenson robi gorzej to, co inni – Peter Jackson czy Robert Zemeckis – zrobili już lepiej, epatując dowcipem ocierającym się o prymitywny humor klozetowy z kioskowej gazetki. Szkoda tego wysiłku włożonego przez prowadzone przez niego studio, można było te wszystkie środki spożytkować lepiej. Oby trafiła się jeszcze jakaś szansa. Aha, Muppety, idźcie, proszę, bawić dzieci. Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu52% użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (60 głosów). „Najbliżsi współpracownicy liderów PO - 27-letni Marcin Rosół i jego rówieśnik Piotr Wawrzynowicz - przez kilka lat wyprowadzali pieniądze z partyjnej kasy. „ – dowiadujemy się z lektury najnowszego wydania tygodnika „Newsweek”.„Najbliżsi współpracownicy liderów PO - 27-letni Marcin Rosół i jego rówieśnik Piotr Wawrzynowicz - przez kilka lat wyprowadzali pieniądze z partyjnej kasy. „ – dowiadujemy się z lektury najnowszego wydania tygodnika „Newsweek”.Jak pisze Jerzy Jachowicz proceder wyglądał niemalże jak ten opisany w Misiu Barei. „Rozliczenia kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska stały się w ostatnim tygodniu gorącym tematem. Jacek Kurski zarzucił sztabowi Tuska, ze przejął za bezcen w trakcie kampanii miejsce na bilboardach od PZU, a Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego kandydata PO na prezydenta, stwierdzając, że jako jedyny przekroczył on (o 2 min. zł) limit wydatków na reklamę wyborczą. Jak to możliwe, że potężna, doskonale zorganizowana ogólnopolska partia nie zmieściła się w ustawowych ograniczeniach i nie zauważyła tego?Być może częściowym wyjaśnieniem tej tajemnicy jest historia młodych, przedsiębiorczych działaczy partyjnych, cieszących dużym zaufaniem liderów Platformy Obywatelskiej: Marcina Rosoła oraz blisko z nim współpracującego Piotra Wawrzynowicza. Ci dwaj 27-latkowie (rocznik 1979) używając banalnie prostych, wręcz prymitywnych metod, wyprowadzili z partyjnej kasy grube pieniądze. (…) Mechanizm, który zastosowali przedsiębiorczy działacze, był banalnie prosty i często stosowany w przestępczości gospodarczej. Chodzi o tak zwane słupy, czyli osoby podstawione do przeprowadzenia fikcyjnych transakcji.”I jak w tym świetle wyglądają zapewnienia skarbnika PO, że wyborcze rozliczenia tej partii „są przejrzyste, aż do bólu”? artykuł w wydaniu 25/06 na stronie 22 ... a pani misiowa usnęła w szkłach. Jako, że jestem na zwolnieniu lekarskim, to część dnia spędzam na kanapie z ksiażką. No i usnęło mi się w czasie czytania. I jak się obudziłam ponad 2 godziny temu, tak łzy jak grochy mi lecą od tej pory. Nic nie pomogło wyjmowanie, czyszczenie szkieł, wkraplanie kropel. Wyglądam jak etatowa płaczka. A co u Was ??? -- zapalenie płuc omg ile razy ja spałam czy chodziłam po kilka dni w szkłach i nic mi się nie stało. Jakim cudem u Ciebie doszło do takiego stanu? A u mnie podstawy zarządzania, miska budyniu czekoladowego i . a mogę ni bom prosty hop a ja wlazłam w spodnie rozmiar 38, z czego niezmiernie się cieszę! już miałam je oddać komuś -- say good bye, and go to hell... kropelka pomaga -- zależy czego ta kropelka... -- Skoro Martwi się nie żywią to po co Żywi się martwią? :asta87 Przyłapałaś mnie na gorącym uczynku. Asta, nie wiem czemu tak się stało. Może to dlatego, że jestem chora i leki biorę ??? Jakaś interakcja ??? Angie ja też kocham jeść. I boję się, że jak mi się skonczy zwolnienie lekarskie, to już w rozmiar 38 nie wejdę. Jem jak ciężarówa -- Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj Kawałki Mięsne Palma Pikczers HydePark FotoSzopki Filmożercy, Książkoholicy i Muzykanci Moto Forum Jestem nowy i… Kuchnia Pełna Niespodzianek Grajdołek Potworny Głupie Pytania Narzekalnia :> Poezja Luźna Cmok Forum Półmisek Literata Inteligentna Jazda Pytania Do Redakcji English Jokes & Life (en) Nu, pagadi! (ru) L'esprit pointu (fr) Deutsche Welle (de) Sportowa Arena Humor rosyjski (3568) Railway Empire Humble Bundle fotki na niedziele - Puerto Rico, Indianie, sól... Lubię być turystą we własnym mieście III :) No i gdzie to oberwanie chmury? Październikowe szarugi z reguły nie zachęcają do nadmorskich wycieczek, jednak 80 lat temu, mimo niepewnej pogody ("zmienne zachmurzenie, przelotne deszcze, słabe później silne wiatry zachodnie, temperatura wzrastająca"), w podróż nad morze wyruszyli "członkowie Rządu i parlamentarzyści" II na Pomorzu, przebiegającą pod hasłem "wielkiego przeglądu prac inwestycyjnych", obszernie relacjonowała na swych łamach "Gazeta Gdańska" z 19 października 1936 r. "Przewodnikiem" tej niezwykłej wycieczki był wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, pomysłodawca i "ojciec założyciel" współczesnej Gdyni. Towarzyszyli mu ministrowie: rolnictwa, komunikacji, przemysłu i handlu, wiceministrowie, wojewodowie - pomorski i poznański, a także trzydziestu parlamentarzystów z seniorem Sejmu, generałem Lucjanem Żeligowskim, który na kartach historii Polski zapisał się organizacją tzw. buntu Żeligowskiego w października roku 1920, podczas którego dowodzone przezeń oddziały zajęły Wileńszczyznę, proklamując powstanie tzw. Litwy Środkowej. Obszar ten został następnie włączony w granice II Rzeczpospolitej, co było główną intencją prawdziwego pomysłodawcy "buntu", czyli Józefa Piłsudskiego).Wizytę rozpoczęto od odwiedzin Bydgoszczy, gdzie zwiedzono Państwowy Instytut Gospodarstwa Wiejskiego, Państwową Fabrykę Dykt oraz "ośrodki drewnianego budownictwa osadniczego w powiatach bydgoskim, świeckim, chełmińskim i wąbrzeskim".Po godzinnym odpoczynku w Grudziądzu, zebrani wyruszyli w dalszą podróż do Gdyni. Tutaj honory gospodarzy czynili Komisarz Rządu Franciszek Sokół, dyrektor departamentu morskiego Leonard Możdżeński, kontradmirał Józef Unrug i dyrektor Urzędu Morskiego Stanisław Walenty "śniadanie w wagonie restauracyjnym", goście wsiedli do autokarów i udali się "na objazd inwestycji miejskich". "Objechano cały obszar miasta", na dłuższy czas zatrzymując się przy Hali Targowej i Rzeźni Miejskiej (obydwa obiekty jeszcze w budowie), odwiedzając następnie porty - drzewny "Pagedu" i rybacki(ze świeżo ukończoną chłodnią śledziową), a także bloki robotnicze na Nowym Obłużu. Port rybacki zwiedzano z morza, z pokładu holownika "Tytan".Nie był to jednak jedyny akcent morski w trakcie zwiedzania Gdyni: objechawszy miasto, delegacja udała się na pokład transatlantyka "Batory", gdzie wysłuchano referatów, związanych z celem rządowej wizyty oraz zjedzono drugie śniadanie. Następnie dostojni goście dotarli w godzinach popołudniowych do Wolnego Miasta Gdańska, gdzie również byli podejmowani z wszelkimi honorami przez przedstawicieli Komisarza Generalnego RP, odbywając przejażdżkę "statkiem przez port gdański". Na "herbatce" u Komisarza, czyli Kazimierza Papée, polscy goście spotkali się z przedstawicielami gdańskiego Senatu "oraz przedstawicielami gdańskich sfer gospodarczych polskich i niemieckich". Po powrocie do Gdyni, uroczystym obiedzie w Domu Zdrojowym i okolicznościowych przemówieniach, o godz. 23, wycieczka wyruszyła w drogę powrotną do była celem wycieczek nie tylko z Polski: w tym samym czasie gościł w mieście "wybitny przedstawiciel rumuńskiego życia gospodarczego", czyli "znany ekonomista rumuński", profesor Mihail Manoilescu. Były minister robót publicznych Rumuni i były gubernator Banku Państwa przybył do Polski jako "przewodniczący wycieczki inżynierów". Zachwycony i pełen "szczerego uznania dla polskiej pracy na morzu", zapoznawał się z jej wynikami i choć w Polsce bywał już wcześniej, Gdynię odwiedził po raz pierwszy. Zwiedziwszy miasto w towarzystwie konsulostwa Kasprowiczów, udał się na samochodowy objazd polskiego wybrzeża morskiego. Po zakończeniu wizyty w Gdyni, profesor Manoilescu, dołączywszy do swojej wycieczki, udał się do Krakowa i w tym czasie było nie tylko celem oficjalnych wycieczek, wyruszały stąd również delegacje do różnych części Polski. I tak np., korzystając z zaproszenia katowickiej Izby Przemysłowo-Handlowej, w podróż do Katowic udali się przedstawiciele gdańskiej Rady Portu. Dwudniowa wizyta na Śląsku, służąca nawiązaniu ściślejszej współpracy między śląskimi kopalniami i gdańskim portem, zrobiła "bardzo silne wrażenie zarówno na prezydium Rady Portu, jak i przedstawicielach gdańskiej delegacji". Wszyscy goście przebywający nad polskim Bałtykiem (nie tylko ci oficjalni...) mieli możliwość podziwiania zarówno wielkich cudów gospodarczych, takich jak Gdynia, jak i tych małych, jak np. wspomnianej przez "Gazetę Gdańską", "motoryzacji straży pożarnej w Pucku". Mogli też, jako kibice, wziąć udział w "wielkim wyścigu, zorganizowanym przez Klub Motorowy Związku Strzeleckiego w Gdyni", na liczącej 250 km trasie Gdynia - Puck - Karwia - Krokowo - Wejherowo - Kartuzy - Orłowo - Gdynia. Sam wyścig miał "organizację na ogół niezłą", zawiodła jedynie publiczność, która wbrew przepisom, i zdrowemu rozsądkowi, na mecie zajmowała całą szerokość jezdni, omal nie doprowadzając do tragedii. Okazuje się więc, że gorliwe kibicowanie wcale nie jest najlepszą drogą do szczęścia... Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 240 z 19 X 1936 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

oczko wypadło temu misiu